Promise

W moich uszach nadal brzmiał dźwięk syreny kartki w której jechała Nicole.
Kiedy ujżałem Nicole obsówającą się na podłogę, złapałem ją w tali i powoli położyłem na podłogę, prosząc innych ludzi, aby zrobili miejsce. Spostrzegłem, że ratownicy stoją obok barierek oddzielających sektor więc pobiegłem po nich. Położyli ją na nosze i zaczeli wieść ją w stronę wyjścia, cały czas trzymałem mocno jej dłoń. Nie pozwolono mi jechać razem z nią w karetce, wykląłem sanitariuszy pod nosem i wsiadłem do stojego samochodu. Jechałem za karetką oczywiście to nie było takie łatwe, ponieważ karetka na sygnale ma pierwszeństwo. Jechałem zdenerwowany, cały czas myśląc co się z nią teraz dzieje. Dojechałem pod szpital i wybiegłem z samochodu udając się w stronę wejścia. Skłamałem dla recepcjonistki, że jestem kimś z rodziny, inaczej nie udzieliłaby mi informacji gdzie leży Nicole.Na szczęście recepcjonistka była tak łatwowierna. Po drodze na salę, zadzwoniłem po Sam i powiedziałem żeby poinformowała  państwo Baker.
Siedziałem w poczekalni razem z Sam i Jackiem. Rodzice Nicole poszli porozmawiać z lekarzem.
- To napewno, coś z sercem znowu. - szepnęła Sam a w jej oczach zobaczyłem smutek i niepokój.
- Znowu?! Powie mi ktoś co do cholery jest z jej sercem? - warknąłem
- Nicole ma słabe serce. - westchnęła i kontynuowała. - Kiedyś też z tego powodu wylądowała w szpitalu.
- Dlaczego mi o tym nie powiedziała? Gdybym wiedział nie zabierałbym ją na ten pieprzony koncert. To moja wina.. -  Wypowiadając ostatnie zdanie ściszyłem głos do szeptu. - Wszystko moja wina. - dodałem i schowałem twarz w dłonie.
- To nie twoja wina Justin. Nicole doskonale wiedziała, jak to może się skończyć. - powiedziała Sam i przytuliła mnie przyjacielsko. Nagle ujrzeliśmy dwie sylwetki wychodzące zza rogu - państwo Baker?Wszyscy od razu wstaliśmy z miejsc.
- Wiedzą już państwo co z Nicole? - zapytałem niepewnie.
- Jak wiecie, nasza córka ma słabe serce, z tych wszystkich emocji i przemęczenia po prostu zasłabła, na razie wszystko jest w porządku, lekarze podali jej leki, ale musi zostać pod obserwacją lekarzy na noc. - w tym momencie ja,Sam i Jack odetchnęliśmy z ulgą.
- Justin, Nicole chciała abyś do niej poszedł. - powiedziała nagle Mama Nicole.
- Dobrze, pójdę. - odpowiedziałem i zacząłem iść w stronę sali numer trzydzieści osiem. Nacisnąłem niepewnie klamkę i wszedłem do srodka. Na widok mojej dziewczyny podpiętej do tych wszystkich kabelków i kroplówki moje serce zakuło z poczucia winy. Świadomość, że to wszystko przeze mnie nie dawała mi spokoju. Nicole miała na sobie fioletową piżamę, którą pewnie jej rodzice przywieźli. Podszedłem do jej łóżka niepewnie. Usiadłam podpierając się rękami. Chciała coś powiedzieć, ale wyprzedziłem ją.
- Przepraszam, to moja wina nie powinienem Cię zabierać na ten koncert. Nie chciałem aby coś ci się stało. - powiedziałem i usiadłem na krzesło które stało obok jej łóżka i złapałem ją za rękę.
- Justin to nie jest twoja wina, powinnam Ci powiedzieć, że mam problemy z sercem.
- Nie to jest moja wina kochanie, tak bardzo cię przepraszam. - powiedziałem i pocałowałem ją w czubek głowy.
- To jest nasza wspólna wina i nie zmienimy tego co się stało. Nie wmawiaj sobie, że to jest tylko i wyłącznie twoja wina bo to nie prawda.
- To powinno mi się wydarzyć nie tobie, ty na to nie zasługujesz. - wyszeptałem z jeszcze większym poczuciem winy,
- Kocham cię, proszę nie mówmy już o tym.
- Ja ciebie też, bardzo mocno. Nie wiem co bym zrobił, gdyby coś poważniejszego ci się stało, księżniczko. - ścisnąłem lekko jej dłoń.
- Jest tu może Sam? - zapytała
- Czeka w poczekalni z Jackiem, a czemu pytasz?
- Możesz ją zawolać? - westchnęła
- Tak, już idę. - odpowiedziałem i pocałowałem ją w rękę po czym wyszedłem po Sammy.
Nicole
- On naprawdę myśli, że to jego wina. - usłyszałam z ust, przyjaciółki.
- Wiem. - westchnęłam - ale przekonam go jakoś, że to co się stało to nasza wspólna robota-Sammy jedynie westchnęła
-Wystraszyłaś go. Nawet nie wiesz, jaki zestresowany siedział na korytarzu. Nawet widziałam, że uwaga! Podgryzał paznokcie-wypowiedzenie tych słów spowodowało u niej drgawki. Nigdy tego nie lubiła. Nie była plastikiem, który piszczy na złamanie, lub ukruszenie pazurka, jednak bardzo o nie dbała.
-Wybacz mu to-zachichotałam, po czym do sali weszli Justin i Jack. Jacki zaraz podszedł do dziewczyny, objął ją i musnął zachłannie jej szyję. Oho, upojna noc się szykuje
-Jesteście podli!-oburzony Justin usiadł koło mnie na łóżku i objął mnie ramieniem. Zaczesałam włosy do tyłu, a głowę oparłam o jego tors.
-My? Czemu?
-Miziacie się tu, zakładam, że będzie gorąca noc, a my? My sobie tu poleżymy-zrobił smutną minkę i przystawił usta do mojego ucha, delikatnie je przy tym przygryzając.
-Wyjdziesz stąd, to ci to wynagrodzę. Obiecuję. Poczujesz się jak królewna w niebie.-mruknął. Cholera, Justin! Bo zaraz wezmę Cię tu, obiecuję!
-Ale pozwolisz mi dominować?-wskazującym palcem rysowałam nieznajome wzorki na jego udzie. Przygryzł wargę, co jeszcze bardziej mnie podnieciło. Nie, nie, nie! Justin, kochanie. Przestań!
-Yeah, kochanie. Wszystko dla ciebie.-uśmiechnęłam się zadowolona. Pokażę mu jaka jestem w łóżku. Pierwszy raz był delikatny, teraz chcę czegoś więcej.
-Ykhym-usłyszeliśmy chrząknięcie i dopiero wtedy oprzytomniałam, że w pokoju są nasi przyjaciele. Spuściłam głowę, rumieniąc się-To może my was już zostawimy.
-Dobrze, ale Jack. Użyj gumki, nie chcę być ciocią, jeszcze-posłałam mu całusa w powietrzu, kiedy ten ze śmiechem kręcił głową. No co? Lubię widzieć jak moja przyjaciółka staje się taka niewinna i zawstydzona. Ucałowałam jej policzek, pomachałam chłopakowi, a oni zostawili nas samych.
-Narobiłeś mi ochoty-jęknęłam sfrustrowana, na co usłyszałam słodki śmiech.
-Kotek, obiecuję Ci. Wyjdziesz, zabiorę Cię do mnie i spędzimy razem upojną, długą noc.
-Obiecujesz?
-Obiecuję, ja dotrzymuje danego słowa.
-Um ... Justin?-zerknęłam na niego.
-Tak?-chłopak położył swoją dłoń na moje udo i jechał coraz wyżej.
-Ale chcę spróbować bez gumki-zarumieniłam się. Skąd wiem? Moje poliki piekły niesamowicie. W sekundę zrobiło mi się gorąco, nawet podmuch wiatru tego nie umiarkował.
-Nie boisz się?
-Ciąży? Oczywiście, że się boję. Ale zaufałam Ci już raz. Teraz zaufam kolejny. Wierzę, że nie wytryśniesz we mnie, a na mnie-uśmiechnęłam się, a wargi chłopaka spoczęły na moich. Pocałunek delikatny, subtelny, zmysłowy,namiętny, prowadzący do seksu. Boże! Całowaliśmy się już od dobrych pięciu minut, pokonując kolejne etapy całowania. Usiadłam na nim okrakiem, a tyłkiem zaczęłam jeździć po jego kroczu. Twardo już tam. Ręce Justina znalazły się na moim tyłku, pomagał mi nadać szybsze tempo. Podobało mu się to.
-Słońce, nie możemy-odsunął delikatnie głowę od mojej.
-Justin pros..-jego palec wskazujący znalazł się na moich wargach.
-Shhhh, shawty. Jesteśmy w szpitalu, z powodu twojego serduszka. Nie tu, nie teraz, nie w takich okolicznościach.-faktycznie, miał rację. Zeszłam z niego i poprawiłam swoją piżamkę. Wtuliłam się zaś w niego, a pilotem włączyłam telewizor.-Ale nie jesteś zła, prawda?-jego zgrabne opuszki palców stukały o moje ramiona. Zestresował się.
-Nie mam być na co zła. Faktycznie, masz rację. Szpital i seks, ludzie nie wytrzymaliby.
-Twoich głośnych krzyków? Tak, przyznaję-jego ciało zadrżało od śmiechu. Walnęłam go w żebra, aby się opanował, chodź dla mnie to też było zabawne-Au! Za co to?
-Za to, że się ze mnie śmiejesz. Może mi jeszcze powiesz, że nie podobają Ci się moje jęki, hm? Może nie lubisz słuchać jak nawołuję twoje imię, chcąc więcej?
-Podobają mi się, podniecają mnie, uwielbiam je. Są nową muzyką dla moich uszu. Dzięki nim widzę jak mi się oddajesz, jak ja sprawiam Ci przyjemność.
-Doprowadzasz mnie wtedy do szaleństwa, a jęki są tylko tego oznaką.-uśmiechnęłam się i zapatrzona w film zasnęłam.

Obudziłam się koło godziny trzeciej nad ranem. Justin tulił mnie od tyłu i swobodnie oddychał. Odwróciłam się w jego stronę i mimowolnie uśmiechnęłam. Dlaczego jeden człowiek potrafi tak wiele zmienić w naszym życiu? Jego uśmiech powoduje uśmiech u ciebie. Jego łzy wywołują łzy u ciebie. Przeżywasz wszystko z nim, jesteś z nim, jesteś w nim ... Czujesz pustkę gdy go nie ma obok ciebie, ale to wszystko się zmienia w ciągu sekundy, gdy widzisz jego ciało, lub słyszysz jego głos. Każde słowa wypowiedziane z równowagą są dla ciebie muzyką. Wpatrujesz się w jego usta i chcesz go pocałować. Jesteś z nim, wszystko inne ucieka. Wokół was pustka, a na środku niej tylko wy. Nic wam nie przeszkadza. Nawet dzwoniący telefon, czy wołanie znajomych jest dla was niezauważalne. Olewacie wszystko, bo macie siebie nawzajem. Tylko druga osoba się dla was liczy, nikt więcej.
-Dlaczego nie śpisz?-usłyszałam cichy szept chłopaka
-Już idę spać. Myślałam ... Nie zostawiaj mnie Justin, kocham cię-wtuliłam się mocno w jego klatkę piersiową.
-Nie mam takiego zamiaru. Będę zawsze przy tobie, a teraz śpij, księżniczko-ułożył swoją szczękę na mojej głowie, znowu odpływając w krainę snów.

Ja też będę zawsze przy tobie ... Nie ważne czy ciałem, czy duchem ... Zawsze będę nad tobą czuwała, nie pozwolę Cię skrzywdzić ... Będę twoim aniołem stróżem...Będę ocierała twoje łzy, powiększała twój uśmiech, przytulała w najgorszych momentach ... 
OBIECUJĘ ..

____________________________________
Kolejny rozdział naszej historii. Jak potoczy się dalej? Czytajcie i komentujcie. Daria

Komentarze

  1. dawaj next ! cudo *.* / Olcia

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział ;3 czekam na następny xd

    OdpowiedzUsuń
  3. Czytam kolejny... są ok, ale takie błędy, ze sie odechciewa. 'Podeszłem'? Serio?

    OdpowiedzUsuń
  4. Jezu dawaj nn :))

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty